„Przyjdź szybko, zrób coś, bo zguba nasza jest przesądzona!” – drżącym głosem powiedział jeden ze służących. „Nasz pan znieważył wysłanników tego Dawida, a oni przyszli z błogosławieństwem! Oni nas zabiją!”
Wyrwana z popołudniowej drzemki, Abigail rozejrzała się wokoło. Światło słońca padało na zadbaną podłogę, jego promienie tańczyły beztrosko po drewnianych meblach i wyplatanych koszach. W powietrzu unosił się zapach ziół używanych w kuchni – dziś wieczorem miało odbyć się przyjęcie z okazji strzyżenia owiec.
Słowa służącego były bardzo niepokojące. Wszyscy wiedzieli, kim jest Dawid. Słynne były jego wojenne podboje, gdy jeszcze służył na dworze króla Saula. Wszyscy wiedzieli też, że musiał uciekać i że obecnie tułał się po kraju wraz ze swoimi wojownikami. To były niespokojne czasy w Izraelu. Dopiero co zmarł prorok Samuel, a król Saul (chodziły pogłoski, że jest niestabilny emocjonalnie) spędzał całe dnie na poszukiwaniu uciekającego Dawida, który został namaszczony na kolejnego władcę Izraela.
„Ucieka, jak królik przed lisem!” – westchnęła do siebie Abigail. „Co za czasy! Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo mój mąż w ogóle się nie interesuje tymi sprawami – jemu w głowie tylko gospodarstwo i bogacenie się”. Ta myśl rozpędziła resztki zaspania. Spojrzała na stojącego przed nią służącego. „Zaraz się tym zajmę. Potrzebuję twojej pomocy” – powiedziała.
„Abigail czym prędzej przygotowała więc dwieście chlebów, dwa bukłaki wina, pięć oprawionych owiec, pięć miar prażonego ziarna, sto pęczków rodzynków i dwieście figowych placków, załadowała to na osły i rozkazała służbie: Ruszajcie przede mną, ja pojadę za wami. Lecz swojemu mężowi Nabalowi o tym nie powiedziała.” (1 Sm 25)
Nie ujechała wcale daleko, a już dojrzała Dawida z jego ludźmi, schodzących z góry. „W ostatniej chwili!” – wymamrotała do siebie Abigail. Gdy tylko się przybliżył, padła przed nim na twarz i zawołała:
„Niech mój pan nie bierze sobie do serca słów tego niegodziwego Nabala, bo jakie jest jego imię, taki jest on sam. Nabal ma na imię i głupota się go trzyma, a ja, twoja służąca, nie zauważyłam sług przysłanych przez mego pana. A teraz, mój panie, jak żyje PAN i jak żyjesz ty sam, zauważ, że PAN powstrzymuje cię od przelewu krwi i od ratowania siebie samego własną ręką. Niech raczej to błogosławieństwo, ten dar, który mojemu panu przyniosła jego służąca, zostanie przekazany sługom, którzy zdążają za moim panem.
Bo PAN na pewno wzniesie trwały dom mojemu panu. Mój pan prowadzi przecież wojny PANA. Od początku w niczym nie postąpiłeś niegodziwie. A ktokolwiek jeszcze powstanie, by cię ścigać i odebrać ci życie, to niech mój pan będzie chroniony w sakiewce życia przez PANA, jego Boga, a jego wrogowie niech będą jak kamień rzucony z procy. A gdy PAN spełni już mojemu panu wszystko to, co mu zapowiedział, gdy obdarzy cię powodzeniem i ustanowi księciem nad Izraelem, to niech to, po co teraz wyszedłeś, nie stanie się kiedyś dla ciebie wyrzutem i dowodem potknięcia się serca mojego pana, niepotrzebnym przelewem krwi i samodzielnym ratowaniem się mojego pana.”
Dawid wysłuchał słów Abigail w milczeniu. Z każdym zdaniem czuł, jak jego gniew i rozżalenie słabną. Dotarło do niego, co właśnie zamierzał uczynić! Otóż, rozczarowany postawą Nabala – męża Abigail i właściciela gospodarstwa – pozwolił sobie na urazę, użalił się nad sobą a w rezultacie, owładnięty gniewem i przekonany o własnej sile, postanowił wymierzyć surową zemstę. Rozlew krwi wydawał się nieunikniony. Słuchając Abigail, czuł jak Bóg przypomina mu: „Dawidzie, to ja ciebie wybrałem i powołałem, to ja troszczę się o ciebie, to ja prowadzę twoje wojny, nie ty sam. Czy zaufasz mi w tej sytuacji, czy też uniesiesz się pychą i honorem? Dlaczego tak się rozgniewałeś?”
Dawid zamyślił się. Czy chodziło o to, że Nabal odmówił jego ludziom jedzenia i uzupełnienia zapasów? Czy może bardziej o słowa, jakie wypowiedział, kiedy zadrwił: „A kto to jest ten Dawid? Kim jest ten syn Jessaja? Wielu dziś niewolników buntuje się przeciw swoim panom”. Słowa te (powtórzone Dawidowi przez jego sługi) uderzyły mocno w przyszłego króla Izraela. Przecież on nie jest jakimś tam niewolnikiem! Nie jest zwyczajnym, zbiegłym buntownikiem! Jest przeznaczony na króla i władcę tego kraju! Jest nie byle kim! Jak ten gospodarz może tak mówić?!
Urażona godność, to dźgnięcie w głębię tożsamości, rozgniewało i rozżaliło Dawida. A teraz stał na drodze i spoglądał na tę kobietę (piękną!), klęczącą przed nim i przemawiającą mu do rozsądku. Kim naprawdę jesteś, Dawidzie? Kimś, kto sam broni swojej reputacji? Kto wymierza zemstę za urażoną godność? Czy jesteś moim synem, którego wartość i godność pochodzą ode mnie, wielkiego Boga?
Abigail sama czuła się zaskoczona tym, co powiedziała. Tak, zamierzała przeprosić za zachowanie swojego męża (to nie pierwszy raz w życiu). Tak, zamierzała błagać o zmiłowanie. Lecz niespodziewanie dla niej samej popłynęły z niej słowa, które nosiła zamknięte w swoim sercu od dawna. Czuła, że Bóg jest przy niej, dając jej łatwość formułowania tych nigdy niewypowiedzianych myśli.
Dawid zrozumiał, że ta kobieta prorokuje do niego. Że to sam Bóg kieruje do niego zapewnienie o Jego nieustającej władzy i trosce.
Abigail zobaczyła przyszłość Dawida – widziała człowieka, nad którym było Boże wezwanie do przewodzenia ludowi. W swoim sercu przyjęła to powołanie i jego rolę w narodzie. W bojaźni Bożej wskazała Dawidowi na przyszłość – którą miało być powodzenie i królowanie. Wskazała też na słabość objętej przez Dawida taktyki – „to niech to, po co teraz wyszedłeś, nie stanie się kiedyś dla ciebie wyrzutem i dowodem potknięcia się serca, niepotrzebnym przelewem krwi i samodzielnym ratowaniem się”.
Dawid zawrócił. Nabal nie zginął z jego ręki – zmarł po niewielu dniach od tych wydarzeń, a Dawid pojął Abigail za żonę.
W tej całej historii Abigail widziała Dawida z Bożej perspektywy. Nie tyle widziała najlepszego Dawida, jakim mógłby się stać – nie skupiała się na najlepszej wersji Dawida. Rozmawiając z nim, wskazała na jego przeznaczenie i obraz człowieka, jaki Bóg zaplanował dla niego: człowieka, który całkowicie polega na swoim Panu, który nie jest powodowany swoimi emocjami, który nie pozwala sobie na działanie motywowane rozżaleniem i który sam nie wymierza sprawiedliwości.
W tym sensie, nikt z nas nie jest powołany do tego, aby stać się najlepszą wersją siebie. Każdy z nas, natomiast, jest powołany do tego, aby upodobnić się do Chrystusa:
„Bo tych, których wcześniej znał, tych też przeznaczył, aby byli ukształtowani na obraz Jego Syna, aby On był pierworodnym wśród wielu braci”. (Rz 8:29)
Ze względu na przyszłość, jaka była przed Dawidem – i ze względu na przeznaczenie, jakim jest podobieństwo do Chrystusa – postępowanie Dawida i jego zamiary nie były właściwe. Nawet najlepsza wersja Dawida mogłaby rozegrać tę niełatwą sytuację w oparciu o ludzką mądrość. Poprzez Abigail, Bóg przypomniał Dawidowi, jaka jest jego tożsamość i gdzie jest źródło jego bezpieczeństwa oraz znaczenia.
Abigail natomiast, zobaczyła Dawida w bardzo niekorzystnym świetle – porywczego, żądnego krwawej zemsty, urażonego… Postanowiła jednak spojrzeć głębiej i zobaczyć Boże przeznaczenie, Boże proroctwo – tak, jak światło popołudniowego słońca oblało blaskiem cały jej pokój, tak teraz światło Bożej perspektywy umożliwiło jej odważnie wypowiedzieć słowa objawienia, dotykające tego, kim Dawid miał się stać. Abigail była mądra i rozsądna, ale w tej historii również nie stawała się najlepszą wersją siebie – tu potrzeba było czegoś więcej, niż mądrości i rozsądku. Tu potrzebne było prorocze wejrzenie, posłuszeństwo chrystusowemu wezwaniu do nieodpłacania złem za zło, działanie z poziomu Bożego serca względem drugiego człowieka.
Opowieść o Abigail to Boże zaproszenie dla nas, abyśmy w sytuacjach życia oraz w naszych relacjach mieli otwarte duchowe oczy, pozwalające nam widzieć w innych Boży zamysł dla nich oraz abyśmy pomagali im – czasem przez prędkie posłuszeństwo (jak Abigail), czasem przez cierpliwą miłość – „kształtować się na obraz Syna Bożego”. Abyśmy potrafili powiedzieć (słowem i czynem):
Widzę to, kim jesteś teraz. Widzę też to, kim masz się stać. Cenię ciebie i naszą relację na tyle, aby przedłożyć Twoją przyszłość i przeznaczenie nad to, co właśnie teraz czuję, myślę, obserwuję, w czym czuję się wygodnie, komfortowo, co sprawia mi przyjemność i co przyszłoby mi z łatwością.